Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

się — a tu nie wolno, bo co... buciki drogie, za zelówkę nawet płacić trzeba; a cóż — zelówka spadnie i chłopiec biegnie do szkoły boso... A jak on ukrywa tę nogę, którą obił o kamienie, jak ukrywa pod ławkę, aby się inni nie śmieli, że ma dziurawe, biedne obuwie... To wszystko tragedja... to już dziecinna tragedja...

METRAMPAŻ.

Strasznie ciężko! Wie pan — coraz ciężej. Zamiast się przyzwyczaić, ja się codzień więcej buntuję... a tu ani w prawo, ani w lewo. Och! grzech, ale budzi się we mnie żal, ból; gniew; ot, do krwi ręce gryzę — widzi pan.

SIEKLUCKI.

Tak, tak! To jest taka mała tragedja, koło której świat przechodzi i nikt jej nie spostrzega. Wijesz się pan, wijesz — a pod jarzmo pójść musisz... No, idź pan do drukarni; ja się z Rastawieckim zobaczę i tę sprawę załagodzę. Przecież to już nieraz tak było.

METRAMPAŻ.

Nieraz, nieraz... (wstaje). Dziękuję panu, panie redaktorze. Pan jesteś dobrym człowiekiem.

SIEKLUCKI
(śmiejąc się gorzko).

Ja?... człowiekiem? Ależ, panie! dopiero