teraz jeszcze ciężej. Niewiem — czy potrafię wrócić do dawnego.
Czy nie możesz pan wystąpić z redakcji?
Nie. Wrangowskiemu pracowałem całą duszą, ale pracowałem prawie za darmo. Namnożyło się długów. Przyszedł Rastawiecki i kupił mnie z długami. Sprzedałem siebie, swą duszę, nie wiedziałem komu się sprzedaję. Zapewniał, że przyjmuje dawny program pisma. Dziś mi nie wolno opuścić „Świtu“, aż wszystkie długi spłacę. Tak mi każe honor i sumienie.
Jak pan to możesz znieść! jak pan to możesz znieść!...
Muszę! Mam pełną duszę guzów, sińców, ale trzymam ją na uwięzi. Czasem mi się rozpłomieni nagle, ot, jak dziś w tym artykule. Ale w tej chwili chwytam ją za skrzydła: „do klatki ślepy ptaku! milcz! milcz!“...
Wszystko jedno... dziś przynajmniej przez dwie godziny żyłem po dawnemu.