Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu/353

Ta strona została skorygowana.
SMOLKIEWICZ
(spokojnie).

Musisz...

ANNA.

Nie muszę, nie. Ochronię siebie i dziecko przed zatrutym wyziewem fałszu i obłudy. Spełniam mój obowiązek — względem naszych dusz... Nie tobie nami kierować, nie tobie!...

SMOLKIEWICZ.

Właśnie że mnie, żelazną mam rękę i potrafię cię poskromić.

ANNA.

Jak? biciem?

SMOLKIEWICZ.

Nie, bez tego się obejdzie. Ja nie fizycznie ale moralnie cię poprowadzę, przekonasz się...

(Mierzą się chwilę oczami).
(Chwila milczenia).
SMOLKIEWICZ.

Widzisz, już zamilkłaś... dobrze... ślicznie... A jutro pójdziesz do redakcji, ja tak chcę! — i tak być musi...

(Od chwili Zosia wbiegła i stanęła w kąciku).