Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu/390

Ta strona została skorygowana.
SIEKLUCKI.

O! o! to właśnie. Jestem podniecony nerwowo i to cię przeraża... ciebie... co! he... he!... tyś taki zawsze grzeczny... zawsze jednaki... O twoją marmurową twarz odbija się nagle mój grymas, moje nerwowe drganie... Więc co? więc co?... och! jakiś ty niespokojny!... W tej klatce posłyszałeś nagle łopot skrzydeł... wśród nocy zrywa się ptak...

BONECKI.

Oprzytomnij!

SIEKLUCKI.

Ptak, któremu wydzierano pierze codzień... a tu szum... ptak bije skrzydłami... strach! strach!... (Przeciera ręką po czole i zmienia głos). Ja sam dam sprawozdanie z posiedzenia komitetu.

BONECKI
(zakłopotany).

Słyszałem, że miałeś tam podobno zajście...

SIEKLUCKI.

Już wiedzą... już biegnie po mieście szepcząca wiadomość... Sieklucki zwymyślał Steiermarkta, wyciągnął pół umarłego, wygnanego sługę i przyprowadził go jako gościa do stołu, na którym tak ślicznie przed przewodniczącą błyszczał miedziany dzwoneczek... A jakże!...