Ta strona została skorygowana.
przykrości, odwlekając dzień ślubu. Mam w tem ważne powody, to musi być koniecznie.
MARTA
(patrzy na ojca, po chwili milczenia).
Dobrze, ojcze! Skoro tak być musi, niechże będzie.
JAŚNIE PAN
(całując ją).
Ty jesteś dobre i poczciwe dziecko. A teraz spójrz weselej na świat. Zobaczysz, jak będziesz szczęśliwa.
MARTA
(machinalnie).
O tak, będę szczęśliwa! (po chwili). Ty, ojcze, las sprzedałeś? prawda.
JAŚNIE PAN.
Ty wiesz o tem, Marto?
MARTA.
Tak, ojcze, wiem. Źle zrobiłeś, sprzedając las — to początek ruiny...
JAŚNIE PAN.
A twoja wyprawa, dziecko? A przecież trzeba dać cośkolwiek na zaliczkę twego posagu. Zresztą... nie masz czem się martwić... „Był las — nie było nas, nie będzie nas — będzie las“.
MARTA.
Ach, tak! wyrośnie nowy las! ale kiedy? kiedy?