bo jak mi na ręce padniesz — marna twoja dola!
Ot, pies chłopski ujada! Na łańcuch wziąć a rózgą smagać!
O! teraz nas nie smagać! Te dnie na marne przepadły, jak nas smagano... Tobie dziś baty dać, żeby aż to cienkie sukno spadło z twoich kości... ty!
Ot, puścić, Ułasie! Co się srożycie, krwi waszej poprostu szkoda.
Bo ty, Julek, nie wiesz jeszcze, jak to duszę rwie, kiedy się kogo miłuje a za tym kimś inny goni, ta odebrać tobie chce... (Małaszka wychodzi z chaty. Julek przystępuje do kołyski i otula dziecko w płachtę). Mnie on tak z Paraską robił a dziewka, choć się niby drożyła a przecież ślipia jej się czasem świeciły i czut czut nie stało się nieszczęście! Ale ja ich pilnował i upilnował. Paraskę zaswatałem i teraz jużem jej pewny. Ona na tego zbójnika ani spojrzy (ogląda się). Aly ty, Julek, baczenie miej, żeby ci Lawdański do żony nie zaglądał... Może być źle!...