Ja daleko nie pójdę, ot tam za chatą Paziorzychy usiądę, gdzie wierzby rosną. Jakby Stepanek się rozkrzyczał, wołaj głośno na mnie, bo widzieć cię z tamtąd nie zobaczę. No! ostań z Bogiem! (po chwili). Tak mi jakoś ciężko ztąd odejść, jakby mnie tu co przykuło. Małaszka, daj mi ty dziś dobre słowo, bom taki zmartwiony, sierota, jak jeszcze nigdy.
Poszedł utrapieniec! ostawił mnie samą, abym się napatrzyć sobie mogła. Jaka ja urodziwa! Boh, mój Boh! jaka ja wyrosła... jaka krasawica. Inne baby to po dziecku spasują a ja tom jeszcze harniejsza a siły we mnie tyle, żebym całe sioło rozniosła... (wyjmuje z zanadrza chusteczkę i wącha). Ot, cały rok ta szmata, jest a jeszcze woń ma. Ach! jakaż to woń! jaka woń! Lawdański mnie chce... ha! ha! pek jemu! cur temu lokajowi... Ja po panu na