Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/162

Ta strona została skorygowana.
LAWDAŃSKI.

No, patrz! (świeci stoczkiem). Rzeczy porozrzucane; zabrała co lepsze a jej ani śladu.

JULEK
(j. w.).

Ani śladu!

LAWDAŃSKI.

Ale czas jeszcze jest, my ją dopędzimy, żyda zbijemy a ją nazad do chaty przywiedziemy.

JULEK
(siadając machinalnie na ławce).

Przywiedziemy...

LAWDAŃSKI

Julek! czy ty się wściekł, że ty siedzisz jak bałwan, kiedy ci żona uciekła i ciebie i dziecko na przepaść zostawiła?... Ty nie wiesz, co ją tam gna? Ty nie wiesz, że ona do pana hrabiego leci, aby mu znów do nóg padać i w kątach miłować się pozwolić? (Julek podnosi głowę). A, patrz! patrz jak zwierz! Co cała wieś widziała, ty jeden nie widział... Twoja żona wnet po weselu była miłośnicą pana hrabiego i, jak szalona, za nim do sadu, albo na uroczyska leciała... A on jej dał niejedno... i...

JULEK.
(zrywa się z ławy i rzuca się z rykiem na Lawdańskiego).

Łżesz! łżesz! psi synu!

LAWDAŃSKI
(odtrącając go).

Ha, no! toś się poruszył wreszcie, ty tru-