Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/207

Ta strona została skorygowana.
MARTA
(do Małaszki).

Usiądź, Małaszko, bo tak dziecku bawić się niewygodnie. Możesz usiąść na dywanie... o, tak! Maniuś przy tobie. (Małaszka siada na ziemi i sadza dziecko). Cóż, dobrze wam tak?

MAŁASZKA
(hardo).

Nizko!

MARTA.

Weź kanapkę — o, tę, która stoi koło pana; zbliż się śmiało — pan ci nic złego nie zrobi. (Do Jerzego). Żenujesz ją; nie uwierzysz, jaka to dziwaczna istota! Harda, dumna, ale nieskalanie uczciwa.

(Wchodzi lokaj i zapala ogień na kominku).
JERZY.

Oho!...

MARTA.

Ależ tak! tak! Dla mnie to prawdziwy skarb taka kobieta. Mogę jej dziecko bez trwogi powierzać. A przytem, jaka piękna... Spójrz, proszę cię, Orciu, jaki to kształtny profil — a oczy!...

JERZY
(z udaną obojętnością).

Laisse donc, wiejska prostacka twarz... nic więcej.

MARTA.

Ale mylisz się — przeciwnie.

(Chwila milczenia).