chać — posiedzę tu chwilę. (Ogląda się). Gdzież Małaszka? Zapewne gdzieś wyszła. Chce się przyjrzeć strojom. Nic dziwnego — ją to zajmuje. Szczególniejsze upodobanie ma do strojów ta kobieta! (chwilę słucha). Rzeczywiście, gra pięknie! Ile uczucia! ile rzewności w tej melodji! (nadsłuchuje w stronie kołyski). Co to jest? jakieś stłumione jęki! Czyżby to Maniuś? (biegnie do kołyski). Boże! co temu dziecku jest? nieprzytomne! oczy w słup! ono ma konwulsje! Maniusiu! dziecino! Ależ ono kona!... (dzwoni gwałtownie i wraca do kołyski). Co tu czynić, zanim doktór nadejdzie? głowę tracę... Co się to stało? gdzie ta mamka? Małaszka! Małaszka! (wpada lokaj). Biegnąć po doktora — dziecko bardzo chore! Iść do salonu, wywołać panią hrabinę; powiedz, że Maniuś umiera! (lokaj wybiega). Boże mój, co począć? Jakież dreszcze wstrząsają tem dzieckiem! Może trochę wody kolońskiej! Ale tu coś czuć — spirytus! Co to znaczy?
Mizel! Maniuś! Co się Stało? (wydaje rozdzierający krzyk). A! nie mam go już! nie mam! zabili mi go!
Ależ, Maciu, nie rozpaczaj — to są zapewne chwilowe konwulsje. Posłałam po doktora — to przejdzie!
Ratujcie! ratujcie! (do służby, która wchodzi). Bie-