Starą wódką. O! bielizna dziecka cała oblana, wydaje silną woń wódki. Olbrzymią dozą dziecko napojono (do drugiego doktora). Już kona!
Istotnie. Za chwilę skończy.
No i cóż? Prawda, że on jeszcze może być uratowany? Milczycie?... Dlaczegoż stoicie tak bezsilni — wy tak mądrzy i podobno silni wobec choroby?... A! dlaczegoż was dwóch tylko? Więcej ich, więcej sprowadzić! Syn mój nie może umrzeć! Ja zapłacę! ja zapłacę!
Maciu! niezbadane są wyroki Boga!
Bóg! — prawda, jest jeszcze Bóg nademną! Gdy wy jesteście bezsilni, On pokaże moc wielką, On mi dziecko powróci! (klęka). Boże miłosierny! nie dałeś mi nigdy szczęścia! — nie skarżyłam się przecież, dla siebie nie prosiłam Cię o nic. Wzięłam mój krzyż na barki i poddałam się Twojej woli, ale dziś ja się do ciebie modlę, ja Ciebie zaklinam, żebrzę Twej litości. Nie bierz mi dziecka! niech ono nie kona! Zwal na mnie wszystkie nieszczęścia, ale oszczędź mi tego ciosu. Tyś wielki!