Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/256

Ta strona została przepisana.
JANKIEL
(z litością).

Biedny ty! U nas żydów nie miłuje nikt kobiety, ani ja swojej żony, ani stary swojej, ani Dawid Tołcy, ani Aron Gołdy. A przecież ja to sobie w myśli przedstawiam. To musi być wielka boleść taka boleść, to musi być ciężka krzywda taka krzywda!

JULEK.

Krzywda? Co ty mi, wisielaku, o krzywdzie majaczysz! Ja cię nigdy nie ukrzywdził i zawsze na supiłce grał... Supiłka! ta moja... ta serdeczna... och!...

(Za sceną słychać wesołą muzykę i gwar, który stopniowo wzrasta).
JANKIEL.

Wesele nadciąga. Czy aby tamci sprawili się ze wszystkiem i staw przebrnęli? (Gwiżdże przeciągle. Po chwili z oddalenia dolatują dwa urywane gwizdnięcia). Już! No, teraz mnie iść na rozłóg. Ja dalej ich powiodę... (patrzy w górę). Ładna noc, jasna noc, królewska noc!

(Wychodzi wgłąb pomiędzy chaty i znika).
JULEK
(sam; kołysze ramionami, jakby miał uśpione dziecko na ręku).

Cyt, cyt! Śpij dziecino... maty wróci — poszła patrzeć w sad; ja cię przychołubię a ona korali na szyję nawiąże... Śpij! śpij!...