Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/77

Ta strona została skorygowana.
MARTA.

Widzisz, Mizel, to dziwne, według mnie, zawieranie małżeństwa. Toć idzie o śmierć i życie, a ja z przyszłym mężem moim dwóch słów, ponad konwenans nakreślonych, zamienić nie mogę... Chciałabym go poznać, zbadać stan jego serca, duszy — trudno! niepodobna! Konwenanse! i wiecznie konwenanse!... (zamyśla się i kaszle). Mizel, daj mi cukierek!

MAD. LATOUR
(podając).

Masz, moje dziecko!

MARTA.

Jak tu duszno! gdyby okno otworzyć...

MAD. LATOUR.

Nie można, dziecko moje. Już po czwartej — jeszcze jesteś rekonwalescentką....

MARTA
(ze smutkiem).

Prawda! ja zawsze jestem albo chorą, albo rekonwalescentką. Gdzie mama?

MAD. LATOUR.

Pani ubiera się do obiadu. Zapewne niedługo tu z panną kanoniczką przyjdzie.

MARTA.

Mnie do obiadu zejść niewolno?

MAD. LATOUR.

Nie, kochaneczko, mogłabyś się przeziębić — lepiej zostaniemy tu.