Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/80

Ta strona została skorygowana.
JANEK.

E! to marnota, ale to dla biedaków koniecznie potrzebne. Polikarp złapał Naścię Paziorzychę, jak sobie chrust w lesie zbierała a w chruście było kilka polan z sągu, co go Jankiel wczoraj ustawił. Odebrał Naści świtkę... To starczycha, panienko, bardzo biedna; niech panienka do jaśnie pana przemówi słowo, to Polikarp wyda świtkę. Naścia stoi tu pod oknem i zmiłowania czeka. Przyniosła jaj i kurę. Weźcie, panienko, bo jej będzie przykro, że panienka jej nędzą gardzi.

MARTA.

Dobrze, mój Janie, weź kurę i jajka. To (wyjmuje ze stoliczka pieniądze) daj Naści i powiedz, że świtkę dostanie.

JANEK.

Jeszcze coś panienko. U Opanasa zmarła najmitka, ta za co pochować niema. Ot, kilka desek na domowinkę... Tyle teraz tarcic Szmul wywozi, a po drodze gnije ich nie jeden dziesiątek. W tym lesie koło kolonji, wie panienka, gdzie teraz fabryka...

MARTA.

Jakto, Janie? fabryka?

JANEK.

No tak, proszę panienki. Tam Szmul teraz rąbie i wywozi co najpiękniejsze sosny masztowe...

MARTA.

Sprzedał papa? sprzedał las... dlaczego?