Ta strona została przepisana.
MAŁKA.
Nie kiedyś... ale teraz już kocha, jakkolwiek sobie jeszcze z tego sprawy nie zdaje.
(Maurycy wszedł już od kilku chwil przez drzwi boczne i ałuchał rozmowy dwóch kobiet, nagle rzuca się do Rózi)
MAURYCY.
Ale przeciwnie, zdaje sobie sprawę... i to już od pierwszej chwili, w której pannę Małkę poznał.
RÓZIA.
Pan tu?
MAŁKA.
Moja Róziu, nie przymuszaj się do odegrania komedji. Wszakże oboje ułożyliście się, że się tu dziś u mnie zejdziecie...
MAURYCY.
Tak — i że pójdziemy obejrzeć ten sklepik na Franciszkańskiej ulicy.
MAŁKA.
Widzisz, Róziu, on jest od ciebie szczerszy.
RÓZIA.
Jemu wypada, bo on mężczyzna a ja muszę kłamać.
MAŁKA.
Nie musisz, gdyż nic waszemu połączeniu nie stoi na przeszkodzie. Rodzice twoi, o ile mi mówiłaś, chętnie widują pana Maurycego w swoim domu.