szczęścia! Nie odtrącę szczęścia skoro się wreszcie do mnie uśmiechnęło! Walczyć będę o nie ostatkami sił i muszę je zdobyć, choćby kosztem życia!
O Małko! drogie ty moje! ukochane dziecko! pamiętaj, że ja cały do ciebie należę... Ty płaczesz.
Pozwól mi płakać! To słodkie, dobre łzy, które mi ulgę niosą. Pomyśl tylko, ile łez gorzkich z oczu moich spłynęło... te serce moje radością przejmują.
Odtąd więcej płakać nie będziesz.
Kto to powiedzieć może! Ale i ja pragnę, aby to był już kres mej nędzy, bo dłużej wlec takiego życia nie miałabym siły. I ja cię kochałam, Jakóbie, kochałam dzieckiem jeszcze i na pensji zawsze o tobie marzyłam. I gdy później spadło na mnie ze śmiercią mej opiekunki nieszczęście, to i ta czarna dola była mi możliwą do zniesienia, bo twój widok twoje słowa dodawały mi sił i otuchy do życia. I nagle jednego wieczoru, pamiętasz? powiedziałeś mi, że musimy przestać się widywać. Poszedłeś! I w kilka chwil później powiedziano mi, że jesteś zaręczony. Szedłeś właśnie do twej narzeczonej na bal!