Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu/163

Ta strona została przepisana.

wstydzić się mam, ale wy, boście taki piękny kwiat na śmietnik wasz posadzili i chcieli żeby uwiądł, ale dopóki Glanzowa będzie żywa, to wychowanka mojej drogiej, biednej pani nie zginie. Ty, Szwarcenkopf, oddałeś Malkę za to, żeby już więcej z zapałkami nie chodzić i nic nie robić a pod piecem siedzieć. Pan Lewi, ten pan co się z Małką chce żenić, daje ci zaraz na rękę dwieście rubli i co miesiąc dwanaście rubli na twoje utrzymanie. To lepsze, niż czekać na łaskę Jojny i nie mieć nigdy kopiejki w kieszeni, czy nie? powiedz sam.

SZWARCENKOPF.

Ja tego nie powiem, że gorzej. Ale jaką ja będę miał pewność?

GLANZOWA.

On to w tuchim zapisze a potem, te dwieście rubli on ci je dziś albo jutro da.

SZWARCENKOPF.

A kto wie, że on taki pan?

GLANZOWA.

On jest pan Jakób Lewi, adwokat, już teraz on otworzy kancelarję adwokacką.

FIRUŁKES.

Sicht! adwokat!

SZWARCENKOPF.

To... ja może i nichym już nie powiedział, ani Jojne, ale stary Firułkes...