Ta strona została przepisana.
można wszystko zgarnąć w fartuch i wynieść na dziedziniec.
FIRUŁKES
(gniewnie).
Mnie nic do tego! Ja tu mam towar — ja się o towar boję. Tu was mieszka czternaście osób, to kto niebądź może ogień zapruszyć... ja bez asekuracje nie mogę pozwolić, żeby panna odnajmowała pół sklepik!
MOZESA.
Ja się poradzę mego wuja, nauczyciela.
FIRUŁKES.
Nima co się radzić. Jutro rano urzędniki z asekuracji przyjdą towar obejrzyć i książki. Gdzie ten głupi Jojne ma książki? Jak on ten handel prowadzi! gdzie są jego książki?
MOZESA.
Ja wiem, gdzie są książki... ja Firułkesowi sama książki pokażę.
FIRUŁKES.
Nie trzeba... to Jojne musi mi zdać rachunki, żebym jutro mógł urzędników objaśnić. A z Mozesą żadne gadanie być nie może. Assekurirt — a nie, to niema u mnie miejsca! Ja tu zaraz wrócę.
(Wychodzi).