Marjem głodna i jej dziecko płacze, żeby uciec od nędzy drugich — kiedy ja sam za biedny, żebym co mógi pomódz. (Milczenie. Słychać jęk Lajbele i Chany). To Lajbele się Żali...
Jojne... ja boję się, czy ja nie popełniłam grzechu. Ja dziś Lajbele nie zmusiłam, żeby on powiedział pacierz. Ale on był zmęczony w szkole, ja nie mogłam go zmuszać. Czy to grzech, Jojne?
Ja sam nie wiem, Mozeso, bo ja nie rabin i nie uczony. Ale mnie się zdaje, że takie małe, pobożne, biedne dziecko, — to ono się modli cały dzień do Boga.
Czy i to ci mówiła ona, Jojne?
Nie, Mozeso, Małka mi tego nie mówiła, ale ja tak myślał i myślał sobie. Ale i to mi przyszło z tego, że Małka nieraz mi opowiadała; bo wszystko, co ja teraz robię i mówię, to od niej pochodzi. (Siada koło Mozesy z drugiej strony krzesła). Ja się więcej przez jej słowa nauczył, niż przez tyle lat, co ja w szkole się uczył. Mnie tak, Mozeso, było, jakby mi kto powieki przedzierał, jakby ja był ślepy i nagle przejrzał.