Awrumel; tyby może chiał luftowane pałace na cheder... No, Srul... chodź tu!
Ja tu do was, rebe, przychodzę... ja wiem, że teraz lekcja, ale u mnie przedtem geszefty; rano muszę być na Bankowym placu, to mogę dziś tylko z wami pogadać.
O co ci chodzi, Firułkes? Czy chcesz kogo oddać do szkoły? U ciebie syn duży, u mnie cheder dla małe dzieci.
Ja nie o to, rebe... Chodzi tu o mego dziecko, ale jemu uczyć nie trzeba. On był już taki zabity, że i tu w szkole poradzić z nim nie było można. Ale Jojne mnie teraz duże gryzotę robi. On handlować wcale nie chce... on ma głowę przewrócone, on mnie nie słucha, on się żenić nie chce drugi raz... on, jak tylko ma grosz, to nie myśli, jak z niego drugi grosz zrobić, ale zaraz jakiemu wetknie... On jest bardzo niepoczciwy, a niedobry, — a warjat, a szlechtes Kind...
Ny, co ja wam mogę poradzić?