Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu/39

Ta strona została przepisana.
MAURYCY.

Co pani sobie życzy?

(Milczenie).
MAURYCY
(wpada w złość).

Jeżeli pani sobie myśli, że ja będę tak samo postępował jak ciotka, to się pani bardzo myli. Mnie to ani w głowie... Ciotka mogła na panią wydawać setki, ale ja nie jestem marnotrawcą.

MAŁKA
(wyniośle).

Nie rozumiem pana. O co panu właściwie chodzi? Czy ja pana proszę o cokolwiek?

MAURYCY.

Na nicby się nie zdała żadna prośba... Bo ja nic dla pani nie zrobię.

MAŁKA.

Przedewszystkiem zrozum pan, że ja tu nie przyszłam prosić pana o cokolwiek. Pan Lewi miał na mnie czekać na kolei... Nie było go... Nie miałam dokąd się udać. Dom pani Silbercweigowej był dla mnie jedynym moim przytułkiem. Tutaj więc skierowałam się i to jest rzeczą zupełnie naturalną.

MAURYCY.

Ma pani ojca, córka powinna iść do ojca, to pierwsze.

MAŁKA
(hamując łzy).

Mój ojciec nie mieszka sam. Wiem, że żyje