Ta strona została przepisana.
MAŁKA
(wzrusza ramionami i odwraca się do ojca).
Czy późno wrócisz, ojcze?
SZWARCENKOPF.
Nie wiem jak będzie handel szedł.
MAŁKA.
Strasznie dziś brzydko na dworze, zawierucha, śnieg... nie baw długo...
SZWARCENKOPF.
Za stancję zaległem dwa tygodnie... Gospodyni kazała przez stróża powiedzieć co mnie wyrzucą, jeżeli nie zapłacę.
MAŁKA.
Nie mamy już nic zanieść do zastawu.
SZWACENKOPF.
Nie trzeba... nie trzeba, to już na sam ostatek. Może coś utarguję. A potem niedługo się to już zmieni.
PAKE.
Tak, panno Małko, niedługo się to już zmieni.
MAŁKA.
Co będziesz jadł dziś wieczorem?
SZWARCENKOPF.
Ja? nic! Pojutrze szabas to się najem znów na tydzień... Oj! jak mnie nogi bolą! Ty Małka w domu siedź i nigdzie nie lataj! Ja nie lubię, jak ty się, Małke, po ulicach krę-