Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. III.djvu/58

Ta strona została przepisana.
WIEDEŃSKI.

Zdaję mi się, że to panna Szwarcenkopf?

MAŁKA.

Tak. Czy pan do nas przychodzisz w jakim interesie?

WIEDEŃSKI.

Przychodzę tylko do pani, do pani samej. Ojciec pani wyszedł?

MAŁKA.

Zdaję mi się, że pan wchodząc tutaj, byłeś już poinformowany o tem, że mego ojca niema w domu. O ile mi się zdaje, znam pana. Widuję pana często kręcącego się po naszej ulicy a w takim zaułku zjawienie się tak wspaniałego kawalera jakim pan jesteś, nie może przejść niepostrzeżenie. Przytem, o ile mnie pamięć nie zwodzi, byłeś pan u pana Silbercweiga i należałeś do tego wesołego grona, które mnie tak znieważyło w chwili, gdy szukałam u was gościnności i czasowej opieki.

WIEDEŃSKI.

Zechciej pani postawić tą konewkę i porzucić ton obrażonej księżnej, z którym ci wcale nie do twarzy. Pogadajmy spokojnie, jak dwoje ludzi dobrze wychowanych, którzy mają mieć wcale niezły interes do zrobienia.

MAŁKA.

Nie rozumiem, jaki może wiązać nas interes a co zaś do owej konewki, którą mi pan tak śmiesznie wymawiasz, to dowiedz się, że słu-