Ta strona została przepisana.
MAŁKA.
A więc mnie pan uważasz za kobietę.
WIEDEŃSKI.
Spodziewam się.
MAŁKA.
To dziwne. Do tej chwili bowiem wszyscy ci, którzy szanowali we mnie kobietę, rozmawiali ze mną z odkrytą głową... pan... coś...
WIEDEŃSKI
(zdejmując mimowoli kapelusz).
Jest chłodno, przytem...
MAŁKA.
Przytem jestem nędzarką, mieszkam kątem, w izbie pełnej śmieci i zaduchu. Ojciec mój w tej chwili na ulicy, obsypany śniegiem i zmarznięty, sprzedaje zapałki a więc można nietylko mówić ze mną w kapeluszu, ale w dodatku znieważyć mnie jaką nikczemną propozycją.
WIEDEŃSKI.
Nie wiesz pani jeszcze.
MAŁKA.
Ale się domyślam. W szkole życia nie trzeba siedzieć długo, aby poznać wszystkie przywileje, przysługujące nam, biednym dziewczętom.
WIEDEŃSKI.
Jeżeli jesteście biedne, same sobie jesteście winne. Ot! pani... niewiadomo dlaczego tak