Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/165

Ta strona została przepisana.
ŻONA.

No... no... Nie jestem taka głupia jak się zdaje. Rozumiem wszystko.

(do dziecka).

Jedz! Tój ojciec niech w domu nie je. Niech się chowa na Wigilję u swojej mamusi. Ale ty — słyszysz — każę ci — jeść w domu.

MĄŻ.

Ach! daj spokój! To są głupstwa.

ŻONA.

Tak... wiem... dla ciebie. Ale dla mnie dziś jest dzień rodzinny! Rozumie się. Dzień rodzinny. To jest głupie, ale ja tak już byłam głupio wychowana!... Cóż począć? Nie trzeba było się z taką głupią żenić.

MĄŻ.

Gdybyś ty mniej mówiła! —

ŻONA.

Co?

MĄŻ.

Powiadam — że gdybyś ty mniej mówiła.

ŻONA.

W takim razie i ty mógłbyś mniej mówić. To co mówimy oboje ma ten sam walor. W domu nikt mnie nie uważał za głupią i nawet przyznawano mi pewną inteligencję. Tuszę, iż nie bardzo się zmieniłam. A choćby z tego względu, że obcuję z tak wielką inteligencją jak twoja — powinnam była zmądrzeć o całe twoje profesorstwo. Compris? —