Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/177

Ta strona została przepisana.

szwaczka... ale... niby tak ot, serce mi kazało czy co... nie wiem...

(kładzie paczkę na kolanach profesora).

Taki szalik biały, fular — pod kołnierz... do palta... proszę...

(odchodzi szybko do okna i staje przy niem, odsunąwszy firankę).
MĄŻ
(chwilę zakłopotany, wreszcie sięga do kieszeni i podchodzi do okna do Mani).
PANNA MANIA
(szybko).

Ale tylko bardzo proszę... bardzo proszę... nie dawać mi czasem pieniędzy... Pani dobrodziejka mnie dobrze dźgnęła, że mi dała gotówkę... Ale ja od niej... to niech! Ale od pana — to żeby mnie pokręciło tak nie... nie...

MĄŻ.

Ale czemu? czemu?

PANNA MANIA,

Bo... tak!

(chwila milczenia).
PANNA MANIA
(ciszej).

Tak tu dziś u państwa smutno.

(Mąż przeciera okulary — idzie do swego pokoju).