Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/190

Ta strona została przepisana.
FEDYCKI
(patrząc po stole).

Co tu tego... a... o, opłatek. Niech się panna Mania ze mną podzieli.

PANNA MANIA
(marszcząc brwi).

I zaraz, tylko się rozpędzę.

FEDYCKI.

A to znów co? przecie my dobrzy przyjaciele.

PANNA MANIA.

To to insza inszość. Ja mogę panu źle nie życzyć, bo taka moja natura. Ale znów dobrze życzyć, to Panie święty... ho... ho...

FEDYCKI.

To nie...

(kładzie opłatek).
PANNA MANIA.

Pewnie że nie.

(po chwili).

Jak uciął osiem lat temu... Pan drapnął na święta, a ja to takie tortury tam na tej wuleckiej drodze, że... no ha... ci miałam wilję wtedy... Piętnaście lat miałam... psia krew...

FEDYCKI.

Także wyjeżdżasz. Masz z czem. Głupi wtedy byłem...

PANNA MANIA.

Oboje byliśmy głupi. Ja byłam taka głupia,