Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/200

Ta strona została przepisana.
(klękają oboje na szezlągu i całują się klęcząc).
ŻONA
(całuje).

Ja czasem myślę, że on niema ambicji, bo ja mu tak nieraz coś w oczy powiem i czekam. A on się odetnie, ale tak jak żak, a nie tak, żeby mnie aż dreszcz przeszedł... ja lubię kiedy mi aż tchu zabraknie.

FEDYCKI
(bierze dwa jabłka i jedzą).

Mówiłem ci zawsze, że on jest dobrze wychowany.

ŻONA.

On? on je nożem i drzwi nie zamyka na klamkę. To nie jest żadne wychowanie. Pozatem jestem przekonana, że on gdyby został sam, toby zmarniał — jak myślisz?

FEDYCKI.

Mnie się także zdaje... Coś w nim babskiego...

(siedzą koło siebie na sofce patrzą w ziemię i rozmawiają o mężu z całem zajęciem).
ŻONA.

Co to babskiego? to mało... dziecinnego. Lila ma więcej zmysłu praktycznego jak on. Oni powinni na tej filozofji uczyć ich, jak się żyje z ludźmi... o! toby była prawdziwa filozofja...

FEDYCKI.

A mnie nikt nie uczył i dobrze jest.