Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/216

Ta strona została przepisana.
FEDYCKI.

Entrez!...

WDOWA
(wchodzi, rosła, tęga, blondynka, włosy ściągnięte na czubku głowy, przystojna, mina bolejąca, typ dobrej wyzyskiwanej głupoty, ubrana w biały szlafrok wełniany, trochę za krótki z przodu).
FEDYCKI.

Jezus Marja!

WDOWA.

Co?

FEDYCKI.

Myślałem, że Mont Blanc wchodzi. No... góra ze śniegu.

WDOWA.

A, względem mego szlafroka... Pan mówi, że lubi, jak kobieta biało ubrana...

FEDYCKI.

Więc to na moją cześć... o nieba!...

(chce wstać).
WDOWA
(stoi w nogach łóżka).

Niech pan leży. Ja na chwileczkę.

FEDYCKI.

Cóż tam Bóg dał?

WDOWA.

O! dużo!... Przedewszystkiem prosiłabym, czyby nie można, żeby gramofon był cicho.

FEDYCKI.

Niby dlaczego?