Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/218

Ta strona została przepisana.
WDOWA.

Ja? o!...

FEDYCKI
(z udaną wściekłością).

A! w takim razie biada mu! biada! trzykroć biada!...

WDOWA.

Pan mówi w co pan nie wierzy. Pan wie dobrze, że ja...

(spuszcza oczy).
FEDYCKI
(sapiąc rzuca się na szesląg).

No... strzeżcie się!

(zaczyna się śmiać).
WDOWA.

Ja tam nawet chcę tylko go dotrzymać do wiosny. I tak pan wie, że się zmieni mieszkanie, bo te jedne schody, to bardzo nie osobliwie... Prawda?

(przysiada się na fotelu).
FEDYCKI.

Zwłaszcza dla mnie. Ani rusz się wymknąć, jak kto przyjdzie po pieniądze.

WDOWA.

Ach Boże!... bo też pan to się urządza! No! Wszystko na raty... o!... te rowery... pianina... od Hansa Konrada jakieś cuda... teraz gramofon... Jak przyjdzie pierwszy ja nie wiem co będzie. I to tak ciągle. Po paru ratach odbiorą i nic niema z tego.