Ta strona została przepisana.
WDOWA.
Tak pan mówi już cztery miesiące.
FEDYCKI.
Bo to już od czterech miesięcy jak się zaczęło zrywać.
WDOWA
(odwraca się i uciera nos).
Ach Boże!... gdybym wiedziała, że to coś takiego będzie pod moim dachem, to nie byłabym nigdy panu wynajmowała. —
FEDYCKI
(udając obojętność).
To ja się wyprowadzę...
WDOWA.
Ach Boże!...
(ociera ukradkiem łzy).
Pan to jest moja tragedja!
FEDYCKI.
No więc... niech pani da mi kieliszki do koniaku, i talerzyk do owoców i pożyczy dywana na ten śliczny szesląg...
WDOWA
(wzdychając).
Ach Boże!...
FEDYCKI.
I przedewszystkiem nie stoi na schodach, i nie podsłuchuje w swoim pokoju.