Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/266

Ta strona została przepisana.
(po chwili).
PANNA MANIA.

A ja będę szczera. Chce pan profesor? Ja strasznie nie lubię tak coś w bawełnie. Proszę mi nie brać za złe i niech pan pamięta, że nie trzeba serca ludzkiego, jak idzie do człowieka, odpychać. A zwłaszcza, że pan dobrodziej, to już jest taki człowiek, że potrzebuje mieć koło siebie ludzkie serce. Przed własną matką się pan profesor tak nie otworzy, bo zawsze starsza pani tak wszystkiego nie zna, jak ja, com to tutaj tak całe życie pana na pamięć umiała.. Nie gniewa się pan?...

MĄŻ
(miękko).

Za co mam się gniewać?

PANNA MANIA.

Niby, że ja szwaczka...

MĄŻ.

O!

PANNA MANIA.

Właśnie. To chyba nie ma znaczenia u takiego mądrego człowieka, jak pan. Ja też strasznie dużo ciężkich chwil już w życiu przeszłam.. I to najgorsze, bo to przez takiego głupca... przez takiego Fedyckiego.

(patrzy bystro na męża).
MĄŻ
(drgnął).

Przez... przez..