Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/277

Ta strona została przepisana.
ŻONA.

Dobrze...

(idzie do szeslągu, szybko siada na nim i podpiera brodę, chwila milczenia).
MĄŻ.

Za chwilę tu przyjdzie ten... pan. Ja wymogłem to na sobie, aby uniknąć skandalu, że mam się z nim zobaczyć. — Pani tego nie zrozumie, że to jest wielka ofiara z mej strony. Ale to mniejsza. Tu chodzi o to, aby, jak to powiedziałem, nakreślić plan dalszego pani życia.

ŻONA.

A cóż on będzie miał w tem do czynienia?

MĄŻ.

Jakto? co? Wybrany przez panią... teraz będziecie iść razem. Zresztą — to się omówi. Bo widzi pani. Tu jest coś więcej w tym domu, jak panine meble. — Oprócz nas trojga w tej tragedji — jest jeszcze ktoś czwarty... to... małe, drobne, tam... w moim pokoju!...

(pokazuje na drzwi swego pokoju).

Jak więc pani widzi jest nas czworo — i dla czworga trzeba stworzyć jakieś warunki życiowe, skoro te, które były, pani rozbiła.

ŻONA
(zrywa się i chce iść do pokoju męża).

Co tu dużo gadać? Ja biorę Lilę...

MĄŻ
(zastępuje jej drogę).

To nie... Ja nie chcę, aby nawet cień pani na Lili postał.