Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/288

Ta strona została przepisana.
ŻONA
(po chwili).

E! co my tam będziemy robić! Nie mamy o czem grać...

FEDYCKI.

Byle na początek. Ja już się dawno do tego paliłem. Ja sprzedam rowery, pianina. Ty przecież musisz mieć coś nie coś...

(siada przy niej i obejmuje ją).
ŻONA.

No... te meble... trochę złota...

FEDYCKI.

A co... a co... pycha! Jak tam zajedziemy, choćby codzień wygrać trzydzieści, czterdzieści franków, to już można żyć... ja mam system. Niezawodny. Od takiego jednego, co już masę przegrał. No, raz, dwa, trzy...

ŻONA.

Co ty mówisz!...

FEDYCKI.

Po drodze sprawimy sobie trochę ubrania, żeby jakoś wyglądać...

ŻONA.

Pewnie, bo tam świetne stroje... Ja to nie mam co na siebie włożyć.

FEDYCKI.

A jak wygramy dużo, dużo... to aha...

ŻONA.

Będziemy się pytać, co świat kosztuje. Wtedy