Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/289

Ta strona została przepisana.

wrócę — zabiorę Lilę i wtedy on będzie miał głupią minę.

FEDYCKI.

A co? kto mądry? Fed?

ONA.

No... jeszcze nie jedziemy.

FEDYCKI.

Ale pojedziemy. Co tu masz robić? Matka cię nie chce — on cię nie chce — ja tu mam takie długi, że ulicami iść nie śmiem... Co nam pozostaje?... A potem ty nie mogłabyś żyć bez twego cukrowego niedźwiedzia, bez twojej fajansowej laleczki, bez twego kota marynowanego... Co?...

ŻONA.
(przechodzi do stołu).

Idź!... ty!... słoniu brandeburski! ty mnie umiesz brać.

FEDYCKI.

A bo my jesteśmy dla siebie stworzeni. My to już tak będziemy razem do śmierci.

ŻONA.

Nie — ja nie mogę jechać.

FEDYCKI.

Dlaczego?

ŻONA.

A bo ja zawsze jemu mówiłam, że tylko szlachta zgrywa się w Monaco. On będzie się śmiał.