Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/290

Ta strona została przepisana.
FEDYCKI.

Idź, co cię to obchodzi. Niech się śmieje! Jania... jedziemy?...

(Fedycki obejmuje ją z tyłu i całuje w kark).
ŻONA.

No zresztą... pal sześć... pojadę.

FEDYCKI.

Brawo — hip! hip! hurra!...

(chwyta ją wpół i sadza na stole).

Tylko... cicho... sza... ja muszę sprzedać, co mam chyłkiem, bo to na raty... wezmę jeszcze jeden aparat fotograficzny, ty rzeczy zaraz do domu komisowego i tam przyślę ci handełesów.

ŻONA.

Jaki ty mądry. Och ty!... ty kulko szklana! ty kocie pozłocony.

FEDYCKI
(zdejmuje ją ze stołu).

Ty też jesteś mądra i cacana. Zobaczysz jaki szyk będzie z ciebie w Monte. Prima sorta... Chodźmy!...

ŻONA.

Ty idź pierwszy... ja za tobą... Wiesz ja jemu jeszcze powiem, że się z tobą pogodziłam i że...

FEDYCKI.

Będę na ciebie czekać na placu — na skwerze. Zobaczysz, jakie my będziemy szyki, to Europa zdębieje!