Ta strona została przepisana.
MĄŻ
(po chwili).
Nie wiem co pani postanowiła. Jedno tylko pani powiedzieć mogę, że...
ŻONA
(przerywa).
Ech!
(idzie do szeslągu po mufkę).
Pan jesteś karawaniarzem, a ja, dzięki Bogu, zapatruję się na życie słonecznie.
MĄŻ.
Tacy, jak pani, nietylko rozsiewają dokoła siebie tragizm, co serce poszarpie w kawały — ale sami noszą w sobie, w swej głupocie, swoje własne tragiczne śmierci...
ŻONA.
Niech się pan nie boi, ja umrę porządnie na swojem łóżku...
MĄŻ.
Ja się tylko boję, żeby z tych dwojga tragicznych głupców, nie stali się...
ŻONA.
Co? co?
MĄŻ.
Hochstapler i kokota.
ŻONA.
Nie — wiecie — tego już zanadto. A pan wpadnie w ręce pierwszej lepszej, bo i pan jest tragiczny głupiec, choć pan skończył filo-