KORNIŁOF. Tak, tak, pomyliłem się... więc o północy.
JÓZIA. Wyszliśmy z panem Kazimierzem wcześniej z restauracji, bo ja miałam tego dnia wychodne — nagle pan Strełkof łapie mnie za rękę i krzyczy: — ty moja! ty moja! — Pan Kazimierz go odepchnął, a że pan Strełkof był pijany, więc się zatoczył — my wskoczyliśmy w dorożkę i pojechali.
KORNIŁOF. Tak, tak było. Ale potem Strełkof bardzo się na pana Kazimierza gniewał i odgrażał, prawda?
JÓZIA. O Jezu! strasznie... pani Matałkowska to nawet słyszała. Mówił ciągle: — „on pojedzie daleko — ten twój Polak... a ja ostanuś... i ty budiesz moju żenoj!“ Prawda, pani Matałkowska?
MATAŁKOWSKA. Sprawiedliwie, tak mówił. Na to mogę zaprzysiądz.
KORNIŁOF (gniewnie). My słowu panny Józi i pani Matałkowskiej wierzymy. A czy nie mówił Strełkof, gdzie to pan Kazimierz ma jechać?
JÓZIA. Nie — tylko śmiał się i mówił: „jemu tam będzie ciepło... aż mu nos i uszy odmarzną“.
KORNIŁOF. No — a teraz panna Józia nam powie, czy ten list pisał pan Strełkof? (wyjmuje list z rękawa i szybko go podaje Józi).
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/101
Ta strona została przepisana.