Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/108

Ta strona została przepisana.

KORNIŁOF. Idź-że pan i oddaj mu tę kartkę. Trzeba, ażebyś ustnie dopełnił, co tu jest napisane. Chodzi o to, ażeby Strełkof sądził, iż wołamy go na świadka w sprawie zajścia, jakie było pomiędzy nim a Wielhorskim w restauracji u Matałkowskiej. Nie pozwalaj mu pan wstępować do domu pod żadnym pozorem. Postępuj z nim nadzwyczaj grzecznie i oględnie, ale nie dozwól mu się wymknąć. Przedewszystkiem niech się nie domyśli prawdy. Jeżeli trzeba, spój go porządnie w bufecie, w cyrku. Masz pan przy sobie pieniądze?
BOTKIN. Mam — nie wiele.
KORNIŁOF. To wystarczy. Strełkof pije samą wódkę... To nie drogo wyniesie. Nie pozwól mu również zajechać do Matałkowskiej, aby nie dowiedział się, że ona i Józia jeszcze nie wróciły. Najlepiej — niech będzie pijany.
BOTKIN. Dobrze, panie pułkowniku.
KORNIŁOF (zatrzymując Botkjna). A jak się nam wszystko powiedzie, to już ja ciebie za sobą wysoko pociągnę. — Tylko zręcznie mój druhu! zręcznie!
BOTKIN. Postaram się, panie pułkowniku.
KORNIŁOF. A do rewizji kogo wybrałeś?
BOTKIN. Siemipudowa, Streluszkę, Mordochlestowa.