Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/114

Ta strona została przepisana.

no, prosto, bez przesady). Spójrz pan! (odchyla na piersiach palto). Czy pan widzisz te plamy? Czy pan wiesz, po kim daliście mi ubranie? Po tej, która uciekając przed waszemi badaniami, kawałkiem szkła zdołała sobie gardło poderżnąć. To jej krew... ja ją tu mam przy sobie — na mojej piersi... to moja tarcza, jak ta umarła nic nie powiedziała — tak i ja nic wam nie powiem. Tak mi Boże dopomóż!

(Korniłof chwilę stoi i patrzy na Annę — poczem skłania się przed nią i woła żandarma).

KORNIŁOF. Odprowadzić! (po Wyjściu Anny). Woti będzie uparta sztuka...

(Anna wolno wychodzi).


SCENA TRZECIA.
Korniłof sam — później Botkin i Strełkof. (Korniłof chowa broszurki, wyjmuje z szafy butelkę z wódką, tackę z zakąskami, ustawia na stole, nalewa kieliszek jeden — łamie bułkę, robi nieporządek — tak, jakby przedtem jadł przekąskę — poczem siada znużony na fotelu z przymkniętemi oczyma).
ஐ ஐ

BOTKIN (we drzwiach do Strełkofa). Wejdźcie, Aleksy Harytonowiczu! Piotr Pawłowicz na was czeka.
STREŁKOF (pijany). Idu, Iwan Nykałajewicz, no tylko na minutku. U mnie dziś świdanje s majej luboszkoj, a ja dżentielmien i na świdanje pierwej pawinien się jawić.
BOTKIN. Naturalnie. Ale ot i pułkownik.