Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/118

Ta strona została przepisana.

KORNIŁOF (do Botkina, cicho). Ludzie nasi pojechali do jego mieszkania?
BOTKIN (cicho). Już dawno.
KORNIŁOF. Telefonuj pan — po generała. Niech przywiezie ze sobą komendanta pułku...
BOTKIN. Panie... pułkowniku! Piotrze Pawłowiczu...
KORNIŁOF. Co ci to? boisz się...
BOTKIN. Gdzie dowody??
KORNIŁOF. Rób co ci każę! I wracaj tu natychmiast...

(Botkin wychodzi).

KORNIŁOF. Ej! gałubczyk... jeszcze kieliszeczek! Za zdrowie Józi... No — pamiłuj — Boh trojcu lubit!
STREŁKOF. No walaj! jeszczio adin stakan! (piją).
BOTKIN (wraca — cicho do Korniłofa). Wielhorski czeka — a w tamtej komnacie jest jego matka.
KORNIŁOF (do Strełkofa). Wiecie co druzia — ot... nam tu niewygodnie, nieujutno. My weźmiemy ze sobą butelki i do małej komnatki. Tam cicho i dobrze. Jeszcze butelkę węgierskiego dobierzem, no i o diełach pogawędziemy. Chodźcie!...