Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/119

Ta strona została przepisana.
(Botkin pół żartem, pół serjo wyprowadza na lewo Strełkofa. Na progu Korniłof ich przepuszcza. Wnosi za nimi tacę — wychodzi i woła „Pst“ — zjawia się Botkin).

KORNIŁOF. Odbierz mu pan żartując broń — wynajdź sposób... i zabaw go tam — Nie wpuszczaj tu...

(Botkin znika. — Korniłof zamyka za nimi drzwi, idzie do głównych drzwi, mówi do żandarmów; „Pazwat Wielhorskawo“, wyjmuje z szafy paczkę z broszurami — kładzie na stole).

BOTKIN (ukazuje się i podaje Korniłofowi szablę). Oto szaszka.
KORNIŁOF. Dobrze! — w danej chwili zawołam was obu.

(Botkin odchodzi).


SCENA CZWARTA.
Korniłof — Wielhorski. (Żandarmi wprowadzają Wiel-horskiego, który ma na sobie nocną koszulę — na niej palto wierzchnie. Żandarmi odstępują do drzwi. Korniłof daje im znak, aby wyszli — oni wychodzą. Korniłof długą chwilę chodzi tam i napowrót — wreszcie staje przed Wielhorskim).
ஐ ஐ

KORNIŁOF. Ja nie spodziewałem się tu pana widzieć, panie Wielhorski... Ja bardzo jestem zmartwiony, że się tak na panu zawiodłem. Przez te trzy dni nie mogłem nawet zdecydować się, ażeby pana do siebie pozwać i z panem pomówić. To bardzo, bardzo źle z pana strony... Mnie to bardzo boli.