KAZIMIERZ. Panie pułkowniku, mnie jeszcze więcej nad więzienie boli ta myśl, iż pan przypuszczać możesz, że ja złamałem dane ci słowo. Ja sam nie wiem, co to wszystko ma znaczyć. Padłem ofiarą czyjejś intrygi, zemsty — nie wiem wreszcie... ale tak jest. Chciej mi pan wierzyć. Ja po wyjściu z cytadeli do niczego się nie mieszałem...
KORNIŁOF. Istotnie? do niczego?... I może mi pan na to dasz słowo honoru?
KAZIMIERZ (żywo). Daję na to słowo!
KORNIŁOF (ironicznie). Pana, widzę, nie wiele kosztuje dawać na prawo i na lewo słowa honoru.
KAZIMIERZ (gwałtownie). Panie Korniłof.
KORNIŁOF (gwałtownie). Co? czego? i milczeć! Odkąd pan swojem postępowaniem skompromitowałeś i mnie, straciłeś prawo do mojej względności. Pan rozumiesz? pan mnie naraziłeś! Ja za pana ręczyłem, ja!!! ja w zakład stawiałem siebie, swoją rangę, dwadzieścia lat mej służby. Ja ręczyłem, że pan będziesz porządnym człowiekiem.
KAZIMIERZ. Jestem nim.
KORNIŁOF. Ten, co się buntuje przeciw władzy, nie jest porządnym człowiekiem.
KAZIMIERZ. Ja powtarzam panu, że jestem ofiarą jakiejś mistyfikacji.
KORNIŁOF. Ja nie mówię w tej chwili
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/120
Ta strona została przepisana.