Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/127

Ta strona została przepisana.
SCENA SZÓSTA.
Korniłof — Wielhorski.
ஐ ஐ

KORNIŁOF. Pan się zuchwali, panie Wielhorski! Pan nie pozwolił matce do siebie przemówić... Mnie się to niepodoba, panie Wielhorski! Pan mnie wobec matki zarzucił złe serce... No! no! A pan wie, co ja dla pana zaryzykował? Pan nic nie wie — i pan nigdy wiedzieć nie będzie. Ja przez pana mogę reputację dobrego urzędnika stracić — bo powiedzą, że ja się na panu pomylił i to mi dalej zaszkodzi... Hm! hm! da!
KAZIMIERZ. Ja nie mogłem pozwolić...
KORNIŁOF (przerywa). Najlepiej niech pan nic nie mówi — bo ja pana gotów... znienawidzieć... Niech pan wraca do celi i tam pomyśli nad sobą. Ja pana znów jutro przesłucham... Panna Anna wszystko już powiedziała, więc jej nie będę już badał... Cóż? Dziwić się nie można, młoda kobieta — nie mogła utrzymać tajemnicy. Nie trzeba jej tego brać za złe.
KAZIMIERZ. Anna nic powiedzieć nie mogła. Raz dlatego, że nic nie popełniła — powtóre, że znam jej charakter. Ani moralną ani fizyczną torturą nie wymoglibyście na niej nic...
KORNIŁOF. Da... da... mądra i piękna panna... no ta Józia od Matałkowskiej milsza... ha? co?