ALOSZA. A przedtem?
BRODIAGA. Ja był strapczym, dieńszczykiem, prystawem, felczerem, nawet popem.
ALOSZA. Nie uże...
BRODIAGA. Da... da... (Chwila milczenia).
ALOSZA. Wy na wiosnę znów z turmy uciekniecie?
BRODIAGA. Nadiejuś! Kakże? ja by z wiosną nie wytrzymał w turmie. Sołnyszko... las szumi, ciągnie... pachnie — da w drogę — jesienią, zimą, smutno za turmą — ot — nawykła dusza.
ALOSZA. No, a pałki?
BRODIAGA. Prywykł... naplewat! (Po chwili patrząc na Aloszą). Ty prosto zwierzę nie człowiek.
ALOSZA. Za czem brat? za czem?
BRODIAGA. Kakże? Ty wot służysz? ty ilot na tyle let? sołdat... szynel na grzbiecie i waruj jak sobaka... wstydno! rzuć szynel — udieraj w les, w skały, w święte Bajkalskie wody... swoboda... życie... o! (Wyciąga przed siebie ręce).
ALOSZA. Kakże? Mnie sądzono służyć... prykazano... nie można inaczej.
BRODIAGA. Tuman ty! tuman! gdzie ten, kto prykazywajet? car? ha, ha! Batiuszka car? da on i nie wie czto jaki durak butem samo-
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/158
Ta strona została przepisana.