na Rozu! czto ona! ot małpa... durna kakaja... niet! ja wlublon w krasawicy... ot... cud... prosto...
PROSKURÓW. Gdzież ona?
ANIUCZKIN. Eto Polaczka... kakaja Zdanowskaja.
PROSKURÓW. Katorżnica?
ANIUCZKIN. Niet — mąż jej zesłany... Ona idzie za nim dobrowolnie... z nim i z dziećmi... troje małych... kryczut... no... niczewo... matka prosto anioł... (nagle), jej Bohu... nie wydzierżu!
PROSKURÓW. Da, da! wy zawsze Zosiej Grygorjewicz mieli ekstra tiemperament. Mnie damy w Petersburgu opowiadały.
ANIUCZKIN (coraz gorzej). Cztoż naplewat na eti damy... to szympanzee martyszki naprzeciw Zdanowskoj... (po chwili). Jakie ciało musi być u tej kobiety. Ja widał tylko jej szyję kak ona myłaś na etapie... Boh mój... nie wydzierżu.
PROSKURÓW. Ja was rozumiem! A to ja sam jeszcze w Tarżkie... wkochałem się tak samo... to była kucharka u popa przy monasterze. Kucharka a umna, mądra, szykowna... ot filozofka! Ja jej co dnia róże do kuchni rzucał. Ja toże sentyment rozumiem.
ALOSZA (podchodzi do Proskurowa). Wasze Wysokobłahorodje... jeśli partja idzie, tak trzeba chyba im nary do spania narządzić.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/167
Ta strona została przepisana.