Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/188

Ta strona została przepisana.

BRODIAGA. Cztoż ty, prinz? archirej? Jeślib ty, w katorżniczej sierośce, to ty mój brat. Tolko ja starszyj, bo ja piętnasty raz popadaju w katorga, a ty pierwyj.
ZDANOWSKI. Czego wam trzeba?
BRODIAGA. Niczewo... ja tak... smotr diełaju. A to patrzę na was i myślę... hej! hej! tyle umnych ludzi... same mądre... skuli ich... hej! a jak to uciekać iz katorgi będzie z niemi chytrze!
KINIEWICZ. Idź ty bracie swoją drogą. Nie podchodź do nas z takiemi słowy. (Do Zdanowskiego). Trzeba się mieć na baczności, bo to mogą być agenci prowokacyjni.
ZDANOWSKI (patrząc z zajęciem na Brodiagę). Nie... nie... ten Brodiaga to dusza Sybiru, ręce mu skują... nogi okują... on je wyswobodzi i ucieknie.
BRODIAGA (ogląda kajdany Podczaskich). Da! da! krepka sztuka... ale co i takie przepiłować można... ja jeszcze silniejsze spiłował. (Do młodego Podczaskiego, który legł wyczerpany u nóg ojca). Cztoż gałubczyk? tiażeło, co? mołodoj... (Patrzy po wygnańcach). Boh mój! jaka u was głosach skuka i smutek. Ta cztoż... batiuszki... zima w turmie a na wiosnę... ot... w świat, jeśli to drzewo zaszumi liśćmi, rozerwać kajdany da w świat! My tak Sybirjacy!
ZDANOWSKI (porwany). Oni tak Sybirjacy!