głębokie moje uszanowanie... pan pozwoli... ja zaraz... (Wychodzi spiesznie z za bufetu).
PUŁK. KORNIŁOF. Cicho... cicho... bez hałasu... cóż to jeszcze tak pusto?
MATAŁKOWSKA (podchodzi w dygach). Pan pułk...
PUŁK. KORNIŁOF (ostro, lecz zarazem słodko). Kto? (słodziej) Kto — pani Matałkowska?
MATAŁKOWSKA. Pan... może raczy tymczasem, nim się zejdą, kieliszek czerwonego... albo co innego...
PUŁK. KORNIŁOF. O której zwykle przychodzi?
MATAŁKOWSKA. Koło dziewiątej.
DZIEWCZYNA 1 (do kasjerki). Widzi panna Magdzia... jak się to stara do tego w binoklach wdzięczy.
KASJERKA. To podobno jej stary znajomy.
DZIEWCZYNA 1. Ładny znajomy. Nawet wczoraj porządnie na piwo nie dał...
KORNIŁOF (do Matałkowskiej). Powrócę za 20 minut.
MATAŁKOWSKA. Może dorożkę...
KORNIŁOF. Nie — przejdę się po alejach. A! przyjdzie tu mój towarzysz — nie dawać mu miejsca, trzymać przy bufecie i aż tamci się ulokują, dać sąsiedni stolik... Zrozumiała pani Matałkowska?
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/20
Ta strona została przepisana.