Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/225

Ta strona została przepisana.
SCENA DZIEWIĄTA.
Zofja — Aniuczkin. (Zofja patrzy chwilę na Aniuczkina. poczem naciąga swój żakiet i nakłada zniszczone rękawiczki).
ஐ ஐ

ANIUCZKIN (blady, z wykrzywionemi ustami). Kakże wasze zdarowje — madam Zdanowska? Wy widzę w guwernerszy popali? Hm! hm! To nie czestno dla dworjanki, dla arystokratki kak wy... A wasz muż? Wy widzieli waszego muża? On znosi drzewo na dziedzińcu w tiurmie... da, da. (Po chwili). A mogło być inaczej...
ZOFJA. Nie mogło być inaczej. Myśmy na tę dolę byli przygotowani. Wiedzieliśmy co nas spotka.
ANIUCZKIN. Da czto? manifest legalny ja mogłem wam tak samo wydać, jak car... (Siada na fotelu). Ja byłem i jestem teraz ciągle car nad wami — ja mogę zrobić z wami co mi się podoba.. (Po chwili, zrywając się, namiętnie). Ty sto razy krasiwieje teraz czem na etapach. Ty! ty! nie uchodi! nie wiesz, co to jest miłość ruskiego!... Ja dla ciebie niebo w piekło przewrócę. (Klęka i całuje brzeg jej sukni). Ty... święta! ty caryca! ty różowa! (Wydziera zębami kawał jej sukni). Nie wydzierżu!... Chcesz rękę sobie przekłuję a ty moją krew pij — ja ci wszystką krew oddam.
ZOFJA. Puść mnie pan! To moja jedyna sukienka. Pan drzesz ją w łachmany.