MATAŁKOWSKA. Masz marki. Niech piją dużo ale wiesz, jeżeli dziś przyjdą ruscy — niech cię Bóg broni wyrwać jaką awanturę.
JÓZIA. A cóż ja zrobię, jak się zaczną za łby wodzić?
MATAŁKOWSKA. Ty jesteś bardzo chytra i potrafisz tak, aby to był wilk syty i owca cała. No — pamiętaj — dostaniesz ładną kolendę odemnie...
JÓZIA. E! wiecznie pani obiecuje.
MATAŁKOWSKA. Ale raz jak się zbiorę i dam, to zgłupiejesz... no idą... a... (drzwi się otwierają wchodzi porucznik Botkin — po cywilnemu — podchodzi do bufetu).
DZIEWCZĘTA. Co pan rozkaże?
BOTKIN. Ja... coś najprzód przy bufecie zakąszę... jakie są zakuski?
MATAŁKOWSKA. A... pan nie zaraz do stołu siada?
BOTKIN. Uprzedzono panią?
MATAŁKOWSKA. Tak! tak!... może angielskiej gorzkiej — najlepsza... (Pije).
BOTKIN. Da... tak... i zakąska.